Artykuł
Jak wyjść ze spektaklu
Przesłuchanie Lwa Rywina przed sejmową komisją śledczą, 22 lutego 2003 r.
Komisje śledcze pozwalają zdiagnozować chorobę. Trzeba jednak podjąć realne działania, żeby ją wyleczyć. A to już nie jest widowiskowe
Z Antonim Dudkiem rozmawia Marek Mikołajczyk
Skąd wzięła się w Polsce instytucja sejmowej komisji śledczej? Mówi się, że to pokłosie afery „Olina”.
Afera „Olina” była na pewno jedną z przyczyn uchwalenia ustawy, choć nie jedyną. W latach 90. doszło do wielu skandali, które parlament starał się wyjaśnić. W Sejmie kontraktowym obradowała komisja Jana Rokity, która badała tajemnicze zabójstwa z czasów PRL. W połowie lat 90. powołano komisję ds. nadzoru nad służbami specjalnymi, która funkcjonuje do dziś. Aferę „Olina” wyjaśniała z kolei nadzwyczajna komisja, której przewodniczyła posłanka Lucyna Pietrzyk z PSL.
Po wyborach w 1997 r. koalicja AWS-Unia Wolności doszła do wniosku, że trzeba stworzyć ramy prawne dla funkcjonowania komisji śledczych. W 1999 r. przyjęto ustawę w tej sprawie. Na pierwszą pełnoprawną komisję śledczą musieliśmy poczekać do kolejnej kadencji parlamentu, kiedy to w 2003 r. powstała komisja ds. afery Rywina.
Jeśli dobrze liczę, to w historii III RP powołano łącznie 13 komisji śledczych. Która z nich była najbardziej znacząca? Często wymienia się w tym kontekście właśnie komisję ds. afery Rywina.